Dzięki Panowie za wnioski i komentarze. Napiszę teraz tylko kilka zdań bo jeżdżę właśnie na mopie przed świętami
Uważam, że strona Separatystów była lepiej zaznajomiona z zasadami Milsima. Był wyraźny podział na pluton i drużyny. W drużynach ludzie mieli przypisane specjalności i próbowali się z nich wywiązać. Sądziłem że u Cyborgów będzie podobnie ale z tego co ludzie przedstawiają tak nie było.
Scenariusz nie był skomplikowany, ponieważ głównym zamierzeniem było by ludzie zaznajomili się z zasadami panującymi na tego typu imprezach. Czyli system trafień, łączność pomiędzy oddziałami, postępowanie z rannymi, dowodzenie itp.itd.
Co do użycia pojazdów w grze i ewakuacji rannych z RC oraz WZW moim zdaniem ma to sens. Niestety strona Separatystów nie dysponowała pojazdem dla tego nie wprowadziłem ich do gry.
System użycia balistyki jest do poprawy jeśli chodzi o walkę w CQB. Po obustronnym trafieniu następuje wyścig kto szybciej wylosuje kartę i odda strzał do przeciwnika.
Gdy schodzilismy z pola, rozmawiałem z Tomazo. Wymieniliśmy na gorącą uwagi. Jedną z nich było dopuszczenie do gry tylko ludzi będących członkiem teamu. Drużyna bierze wtedy odpowiedzialność za człowieka, który nie zna zasad i psuje zabawę ludziom w dodatku jeszcze ubliżając innym.
Mam nadzieję że kolejne imprezy będą jeszcze lepsze, jednak nie tylko orgowie muszą stanąć na wysokości zadania. Dotyczy to również uczestników bono oni tworzą klimat w rozgrywce i w zależności jak do niej podejdą takie będą efekty.
Cieszyłem się z ilości osób na rozgrywce, teraz jednak zauważam że nie ilość a jakość ma znaczenie lepiej mniejsze ilościowo imprezy ale za to z ludźmi, którzy chcą też dać od siebie w samej rozgrywce.
OK uciekam bo się rozpisałem a woda we wiadrze stygnie;)
Temat dotyczący scenariusza ma już 23 strony. Sądzę, że ta 22. strona jest kluczowa dla rozważań nad dalszymi losami tych imprez. Panowie organizatorzy - przeczytajcie posty z tej strony, wszystko co ważne zostało tu powiedziane. Nie będę powtarzał tego, co napisali przedmówcy.
Nie chcę, by ktokolwiek odebrał moje uwagi jako złośliwość bądź chęć dowalenia czy to organizatorom, czy też innym graczom, nie mam takich intencji. Powiedzmy sobie jednak kilka rzeczy jasno. Szela - serdecznie dziękuję za zorganizowanie imprezy a Radziowi za dowodzenie Cyborgami. Było fajnie i uważam, że dzień nie został zmarnowany.
Widzę, że misją, która przyświeca Waszej airsoftowej aktywności jest chęć konsolidacji lokalnego środowiska airsoftowego i należy to pochwalić. Milsimem bym jednak Waszej imprezy nie nazwał, a powodów jest kilka.
To tak jakbyście wrzucili dzieciaka do jeziora, żeby się oswoił z wilgocią, która go czeka w trakcie nauki pływania. Nic bardziej mylnego. Zasad milsima uczysz się w domu, w trakcie walki masz je już znać i stosować. Z jednej strony nie winię organizatorów za np. obecność w grze medyków, którym nie chciało się leczyć rannych kompanów (brawo idioci!) ani za Separatystów walących granatami bez limitu, jednak jakby nie patrzeć - postawiliście poprzeczkę zbyt nisko. Zbudowaliście Ferrari z silnikiem malucha pod maską. Były kiełbaski, była grochówka, były kalendarze i śmieszne plakaty ale… ale kogo to obchodzi? Ludzie nie wstają o 6.30 w sobotni poranek po to, by wsunąć kiełbę z rusztu na zimnym jak Syberia polu. Ludzie przyjechali tam po airsoft, po grę i to na nią należało położyć największy nacisk.
Piszecie, że z każdym kolejnym eventem uczycie się coraz więcej i chcecie organizować coraz lepsze scenariusze. Widzę jednak, że od czasów “Szturmu Groznego” nie nastąpił jakiś zauważalny postęp. Jedyna różnica, jaką dało się zauważyć to mróz, większa ilość ludzi i bardziej racjonalnie obrany teren rozgrywki. Różnicy po stronie organizatorów jednak nie ma żadnej. Milsim oznacza misje, zadania, konkretne cele, które należało zrealizować. Porzućcie ten patent na odwzorowywanie bliskowschodnich konfliktów, bo wszystko sprowadzać się będzie do mechanizmu “broń - atakuj” a to żadna misja. Zwiad/obserwacja, patrole, ataki partyzanckie, niszczenie określonych elementów infrastruktury nieprzyjaciela, odzyskiwanie pozyskanych przez nieprzyjaciela elementów fabularnych (nadajniki, tajne akta, tajemnicze czarne walizki, nowy numer “Gejzera”) czy wręcz odbijanie pojmanych przez nieprzyjacielskie siły kompanów/VIP-ów/relacjonujących wojnę dziennikarzy/agentów wywiadu że o misjach stabilizacyjnych nie wspomnę - to są misje. Misje dla ludzi, którzy leczą kompanów, losują karty, mają ze 2 granaty odłamkowe i 2 dymne na osobę, posługują się radiem, składają regularne raporty o swojej sytuacji do sztabu, dużo planują a mało strzelają i są przygotowani spierdolić tak szybko, jak uderzyli. Nie dla ludzi, którzy przyjechali na darmową napierdalankę.
Przejedźcie się buldożerem po Waszym własnym pomyśle i zacznijcie od początku. Zostawcie Czeczenię, Rosję i Ukrainę, stwórzcie własny konflikt, bo to da Wam szersze pole do popisu w zakresie fabuły. Bierzcie pieniądze za wstęp na imprezę choćby po to, by mieć fundusze na organizację kolejnych edycji. Żądajcie od graczy posiadania w dniu imprezy kompletu kart CCS, określonego wyposażenia i pełnienia określonej funkcji. NIE NEGOCJUJCIE Z NIKIM ZASAD REGULAMINU BO SIĘ ZROBI BURDEL NIE Z TEJ ZIEMI - WASZ SCENARIUSZ, WASZE ZASADY. Wprowadzenie tych wszystkich elementów sprawie, że “trefni” gracze po prostu się nie pojawią, na czym wszyscy zyskamy.
Jeżeli kolejna edycja zmagań na Kluczewie ponownie będzie darmową imprezą w trybie podboju, to się na niej nie pojawię. Bez urazy ale nie widzę sensu dawania wyrazu aprobaty dla popełnianych błędów.
Dwie ostatnie sprawy:
Teren, na którym operowaliśmy w sobotę uważam za jak najbardziej adekwatny do potrzeb scenariusza. Jego zwiększenie sprawi, że gracze się rozproszą, co zabije dynamikę gry i może narobić problemów. Jak bowiem uczy jedno z praw Murphyego - jeżeli coś może pójść źle, to pójdzie. Wyobraźcie sobie, że któryś z graczy przez nieuwagę odłącza się od grupy, wpada do jednej z tych betonowych studzienek, których całkiem sporo w terenie i uderza głową w coś twardego. Traci przytomność, nie ma z nim kontaktu, zaczyna się odliczanie. Wolicie szukać go w obrębie sobotniej scenerii czy po całym Kluczewie?
Błagam - przestańcie skomleć o to, że BROS-i mają auto. Mają, używają, po to je kupili. Wbrew pozorom samochód służący jako Medevac nie daje przewagi na polu walki używającej go stronie, służy co najwyżej zwiększeniu “wczuwy” w rozgrywkę i komfortowi osób, które je prowadzą. To auto też musi dojechać do miejsca podjęcia rannych, wjechać tam, tzn. w jakieś niezbadane krzaki, gdzie równie dobrze może się wkopać i ugrzęznąć (co już miało miejsce) i w rezultacie narobić jeszcze większych problemów tym, którzy nim dysponują. Grałem z BROS-ami na różnych imprezach, widziałem jakie są “za” i “przeciw” tego patentu i szczerze mnie wali to czy auto jest w grze czy też nie. Nie będę miał niczego przeciw autu nawet gdy przyjdzie mi grać przeciwko BROS-om. Skończcie ten temat.
Zadania na milsimie może być wiele. Dominacja, czyli zdobycie 4 punktów o strategicznym znaczeniu również wliczają się w zadania milsima. Dla was to głupia walka o jakiś punkt, a historia wojskowości może nam pokazać bitwy o jedne wzgórze, zabudowania o strategicznym znaczeniu. Tutaj mieliśmy po prostu bój spotkaniowy, najzwyklejszy z którym spotykacie się podczas zwykłych spotkań ASG. Dla mnie to jak najbardziej są zadania, które mogą pojawić się na milsimie.
Po stronie cyborgów również została zastosowany podział na poddziały, więc mówienie o ich braku jest nie na miejscu. Problem leżał raczej w kwestii ich organizacji i przetrwania na polu bitwy. Z czasem prowadzenia działań oddziały odnoszą straty, a ich przeorganizowanie jest niemożliwe ze względu na działania przeciwnika i konieczność organizacji improwizowanej obrony. Składała się ona często z żyjących osób z różnych drużyn, które wracały z respa.
Jako dowódca jednego z poddziałów, po zdobyciu punktu nr 2, zorganizowałem obronę na drodze płyta lotniska-wieża kontroli lotów. Zostaliśmy zaskoczeni wrogim odziałem, który pojawił się na naszych tyłach. Pojawił się, ponieważ pomylił respy i odrodził się na naszym respawnie. Po walce na pkt 2, które przeżyły tylko 2 osoby, udało mi się przeorganizować oddział do stanu wyjściowego. Dostaliśmy zadanie rozpoznać las na północnym-wschodzie, w miejscu przewidywanych działań przeciwnika. Złapaliśmy kontakt, oddział został rozpoznany, a nasze niedobitki kąsały go do punktu 4, gdzie walki toczyły się do samego końca. W końcowych minutach, terminalu broniło około 8 - 10 osób, z różnych podziałów. Reszta osób pojechała do domu, lub grzała się przy ognisku.
Z mojej strony następujące uwagi. Zlikwidujmy karty i wprowadźmy system trafień polegający na tym, że pierwszą “kulkę” leczy medyk, druga trup. Warto byłoby wprowadzić poboczne zadania, wydłużyć czas gry. Wprowadzić wpisowe, a za wyposażyć medyków w zwykłe bandaże do leczenia, ewentualnie dodatki do zadań pobocznych. Dodatkowo, oznakować punkty, żeby nie dochodziło do sytuacji z pomyłką respów.
Dzięki Szela, że chciało się Tobie. Z pozdrowieniami.
Nie mogę edytować, więc dodam. To, że walka o kilka punktów przy odpowiednich założeniach (dowodzenie, Medavac, łączność, rozpoznanie, klimat) będzie milsimem, nie oznacza że będzie ciekawym spotkaniem. Zgadzam się jak najbardziej z Herodem, urozmaicenie i jeszcze raz urozmaicenie. Ludzie nie chcą siedzieć po okopach, tylko prowadzić walkę manewrową, zdobywać artefakty, wysadzać czy wykonywać zadania przeznaczone dla operatorów SF, rozpoznania. Ale do takich zabawy przy takich założeniach trzeba mieć wiedzę o łączności, meldunkach itp, ale również przygotowanie mentalne i chęć do współdziałania w pododdziałach.