Projekt "Firestart" VI, 20-22 VI 2014

Było mocno średnio, głównie ze względu na totalny burdel organizacyjny.

  1. Na starcie, po dojściu na nasz główny respawn, robimy odprawę dla naszej strony i nagle zonk. Okazuje się że na 50 chłopa mamy 1, słowie jednego, medyka…WTF. Organizator radośnie nam oznajmia, że no przecież nikt się nie zgłaszał przy rejestracji na specjaliste. Dziś sprawdziłem jeszcze raz - nigdzie w opisie u nas na forum nie ma informacji o potrzebie zgłaszania medyków i innych specjalistów przy rejestracji :unamused:.
    No cóż, stwierdziliśmy że Paprika jest hardcorowa i będziemy zabijać Niemców bez medyków a bandaże zdobędziemy na przeciwniku, więc machneliśmy na to reką i ruszyliśmy w pole.

  2. Zaczeła się główna rozgrywka i kur(piip) nawet nie wiem od czego zaczać. Chyba od tych cholernych buggy organizatorów, bo to głównie je spotykaliśmy przez pierwsze 2h gry. Na z 8 razy, mniejwięcej tylu krotnie je spotkaliśmy przez całą rozgrywke, okazało się żę:

  • w 40% przypadków nie mogliśmy ich zatrzymać, bo to jakiś organizator wybrał się nim na wycieczkę.
  • w 30% przypadków, po udanym zatrzymaniu pojazdu, okazywało się że w sumie nie miało to sensu bo na pojeździe nie ma nic do skonfiskowania.
  • w 30% buggy okazywał sie jebanym terminatorem :open_mouth:. Pominę minutą ciszy fakt że nie wystarczy trafić wszystkich w pojeździe żeby go zatrzymać. Organizatorzy wymyślili że zabicie załogi nie wystarczy, bo pewnie buggy to były tak naprawde drony :smiley:, więc trzeba jeszcze trafić w butle/balonik na szczycie ramy. Najzabawniejsza była sytuacja pod koniec naszej rozgrywki. Idziemy w chyba 8 osób przy drodze. Nagle zza zakrętu jakieś 60m dalej wyłania się buggy i jedzie w nasza stronę. Sekunda zawachania po czym pada komenda ognia, zalegamy na poboczu i zaczynamy napierdzielać. Ja osobiście byłem wtedy ‘martwy’ więc stoje sobie z boku i oglądam tą komiczną scene. Chłopaki naparzają na auto…pojazd się zbliża…mija ich w odległości metra…po czym jedzie sobie spokojnie dalej… :confused:

Ale gdyby to był najwiekszy problem imprezy to byłoby super, więc idzmy dalej:

  1. Sposób oznakowania ważnych punktów rozgrywki w terenie to była jakaś kpina. Do tego stopnia że doszło do tak kuriozalnej sytuacji że przez Niemiecki magazyn przeszliśmy w sumie 3 razy, dopiero za 3 razem dowiadując się że jest to magazyn i to w dodatku przeciwnika :smiley:. Przez ostatnie 2 godziny rozgrywki chodziliśmy tłukąc Niemców i szukając ich sztabu. Jestem skłonny się założyć że w tym czasie przeszliśmy metr od niego, bo pewnie sztab to był jakiś dołek z wbitym w ziemie kołkiem i trupami Niemców dookoła. :cry:

  2. Już po grze w trakcie rozmowy stwierdziliśmy że sztabu i dowództwa naszej frakcji mogło by niebyć i w sumie chyba nie zauważylibyśmy różnicy. Przez pierwsze 2 godziny rozgrywki mieliśmy jeszcze jakiś sensowny kontakt z dowództwem. Co w sumie nie skończyło się dla nas dobrze :wink: bo rozkazy jakie otrzymywaliśmy spowodowały kilku godzinny spacer po lesie za przeciwników mając tylko komary. Po czym stwierdziliśmy że bierzemy strawy we własne ręce i zaczelismy sami wymyślać sobie cele i zadania, koordynując się ze spotkanymi po drodze podobnie zagubionymi oddziałami. Do końca gry, pomimo wielokrotnych prób, nie udało już się nawiązać kontaktu ze sztabem.

Niestety z powyższym opisem nie miało to nic wspólnego.

  1. Sama walka nie była zła, głównie dzięki niezłemu zgraniu po stronie Eagle. Udało nam się sporo fajnych akcji w stylu jednoczesny atak z 2-3 stron na zgrupowanie przeciwnika. Terminatorstwo było na znośnym poziomie, na opornych wystarczało tak z pół low-capa i w końcu się przyznawali :laughing:.
    Niestety problem był też w samej mechanice, fakt że można było samemu leczyć sobie trafienie to jakiś żart. W efekcie strzelamy do przeciwnika, słyszymy komunikat ‘HIT!’, więc przenosimy ogień na jego kolegę 5 m dalej, i po 15 sekundach nagle znajdujemu się pod ostrzałem bo ten pierwszy trafiony juz się uleczył i teraz w nas napierdziela :open_mouth:.

  2. Notoryczny brak czerwonych szmat u ‘martwych’ a juz szczytem wszystkiego byli Niemcy wracający sobie na respawn bez znaczników i ze zdjętymi goglami :confused:. Na uwagę że znajdują się na terenie gry wzruszyli ramionami i poszli dalej, sprawa zgłoszona telefonicznie organizatorowi.

  3. Mapy jakie otrzymaliśmy podczas odprawy nie warte były papieru na których je wydrukowano.

Pewnie znalazło by się jeszcze sporo ale i tak wyszedł wall of text.

Dzięki dla wszystkich Paprykarzy za wspólny wyjazd. Tylko dobremu towarzystwu impreza zawdzięcza to że była słaba a nie beznadziejna.

ps. Toobi, pora nauczyc się pić. :mrgreen:
ps2. Nie dawajcie Herodowi noża do reki bo skończy się tak jak się skończyło :slight_smile: