Wspomnień czas

Ok zaraz dopiszę :slight_smile:

no i znowu nie mogę zrobić EDIT…

Ok zaraz dopiszę :slight_smile:

OK. Fajnie , że jest ktoś kto potwierdza moją historię sprzed lat. Co więcej pewnie siedzieliśmy w tym dniu niemal budynek obok… Ciekawostka - jednym bodaj z pułkowników tej jednostki był ojciec mojego kolegi z ławy szkolnej i to chyba od niego dowiedzieliśmy się podczas tej akcji o co chodzi z tym strzelaniem. Dzięki tej znajomości mieliśmy też wejście do jednostki przez rok na salę gimnastyczną gdzie były wf’y i tam pierwszy raz byłem na siłowni - gdzie zresztą podczas pierwszej wizyty naderwałem sobie triceps… Było też strzelanie z karabinków na PO i wizyta na której zapoznaliśmy się mogąc choć chwilę potrzymać z personalną bronią żołnierzy Układu Warszawskiego. Była nawet coś jakby bazooka :slight_smile: na tym stole do którego pozwolili nam podejść by potrzymać różne bronie. Ba … potem mieliśmy obok gastronomika SKSy na sali gimnastycznej między gastronomikiem , a Pionierem. Tam też była siłownia z takim klasycznym atlasem gdzie się chodziło wkółko i było z 7 stanowisk - wyciąg pionowy, drążek do motyli, nogi, barki, klata, brzuch i znowu nogi… między 87 - 92 rokiem chodziłem tam 2-3 x w tygodniu po lekcjach.

Co do córy - cieszę się , że ma ciągle jakieś zainteresowania, choć nie jestem szczególnie szczęśliwy, bo to jest mało kobiece… 7 lat jeździłem z nią na konie, raptem w te wakacje 2 obozy ASG mimo , że była rodzynkiem - przypisały jej. Dlatego tak dużo tu piszę od września i niekiedy nie na temat bo staram się ją w tym wspierać. Ona już w sobotę cały dzień żyje niedzielną strzelanką, ba ciągnie mnie na nią bym i ja się postrzelał , ale przyznam, mnie nie za bardzo się to uśmiecha. Owszem - lubię repliki i bronie , ale raczej w kontekście posiadania - bo to fajne gadżety i postrzelania do tarczy. Granie jest chyba nie dla mnie i nie chodzi tylko , że to nie mój klimat, ale mając 43 lata mam niestety parę dolegliwości, które zwyczajnie zniechęcają mnie do biegania , schylania się itd. Dlatego dzięki za propozycję wspierania sprzętowego… w tym momencie wolę po prostu córę wozić i czekać cierpliwie te parę godzin. Ale nie mówię, że kiedyś nie spróbuję. Pewnie tak będzie… na wiosnę , jak klimat mnie bardziej zachęci… :slight_smile: Ale masz rację! Widać po ludziach , że to ich kręci i mają pasję. Sam mam kilka hobby , choć nie koniecznie wymagają tyle poświęceń fizycznych, ale rozumiem ten fan… i zazdroszczę, bo jest okazja się zająć czymś więcej niż tylko codzienna rutyna :smiley:

Dziękuję Panie Macieju za odpowiedz i przypomnienie klimatów z czasów nauki w gastronomiku. Doskonale Pana rozumiem. Też mam często problemy z kręgosłupem. Bywało, że musiałem brać u ortopedy blokadę. Koktajl kortykosterydów z lidokainą z wkuciem między kręgi. By móc bez pomocy innych wstać z podłogi. Ortopeda powiedział, że po tak poważnym urazie, jeśli nie będę ćwiczył mięśni trzymających kręgosłup w pionie to takie blokady będę miał robione średnio, co pół roku. Jakie to urocze. Staram się ćwiczyć i biegam na strzelankach. To mi pomaga. Czasami muszę jednak zażyć tabletkę przeciwbólową, bo się inaczej nie da. Zamiłowanie do broni. To jest temat rzeka. Jak byłem w wojsku w 94 roku to do dziś pamiętam ten klimat, kiedy otrzymujesz prawdziwą ostrą broń. Nie tak na chwilę żeby postrzelać tylko do tarczy. A jest z nią kontakt na ćwiczeniach. Czyszczenie broni warty itp., Efekt psychologiczny jest niesamowity. Ty masz broń i dostęp do niej. Koledzy też mają. I co? I wszyscy zaczynają się szanować! Tym bardziej, że niewiele wcześniej był pamiętny przypadek szeregowego Ochnika.

Z przyjemnością porozmawiam z Panem na najbliższym niedzielnym spotkaniu w przerwie pomiędzy grami. Mam nadzieję, że uda mi się trafić na miejsce spotkania. Kompletnie nie znam tych okolic. Na koniec chcę wyrazić wielki szacunek dla Pana za postawę i poświęcenie, jakie Pan okazuje córce w realizacji marzeń i hobby. W dzisiejszych czasach ludzie są tacy samotni i zagubieni. Nie chcą lub nie mogą poświęcać swego czasu dla dzieci. A dzieci to skarb i nasza przyszłość.

Pozdrowienia dla Pana i córki Karoliny.

Dzięki za ciepłe słowa. Proszę pisać mi Maciek - tylko to mi zostało z młodości… pisanie per Ty :slight_smile: Na najbliższe strzelanie (jutro) nie jedziemy. Odwiozłem wczoraj w nocy małą z koleżankami z klasy na 10 godzinny maraton nocny do kina i dziś stwierdziła, że jutro śpi ile wlezie bo to jednak totalnie zarwana noc, a dziś nie wystarczy by to odespać. A z tym poświęcaniem czasu dla dzieci to rozumiem… dziś jak widzę jak to się odbywa to się czasem zastanawiam po co ludzie te dzieci mają… Rodzice zabiegani nie mają czasu… Ja staram się po prostu przemodelować to co mogę, czyli własną rzeczywistość na tyle , by się nie dać w ten wieczny wyścig szczurów wciągnąć. Przynajmniej na tyle by razem z małą mieć czas na zainteresowania i jakoś wspólnie spędzać czas, nawet jeśli bezpośrednio w tym nie uczestniczę. Tak było latami z końmi (sam nie jeździłem, ale o tyle o ile coś przy tych zwierzakach pomagałem w stadninie robić - najpierw kucach , potem koniach). Teraz AGS jest drugą pasją taką widzę poważną. Już szukam liceum wojskowego, bo za rok będzie wybierać. Nie wiem , czy ma wiązać swoją przyszłość szczególnie jako dziewczyna z wojskiem, ale skoro na ten moment to uwielbia to niech przynajmniej chodzi do tej szkoły z przyjemnością. Zobaczymy co z tego wyniknie - ale to chyba lepiej, bo z rówieśnikami w szkole nie bardzo ma o czym gadać, każdy albo klika w smartfonie, albo - jak koleżanki gada o “dupie Maryni” … ona taka nie jest i lubi bardziej konkretne rzeczy praktycznie od zawsze. I odkąd skończyła 2 lata i jakoś zaczęła samodzielnie ogarniać rzeczywistość na poziomie komunikatywnym zawsze coś wymyślamy razem, czasem coś twórczego, czasem nie - niemniej staram się jak mogę, choć momentami faktycznie się nie chce bo człowiek lubi usadowić tyłek na kanapie i powiedzmy oddać się lekturze - ale nie po to mam dzieciaka by teraz to ignorować. Chętnie bym się czynnie przyłączył właśnie dla tego do jej świata strzelanek, ale moja kontuzja stawu kolanowego obawiam się, że się odnowi i będę miał 2 mies. jak ostatnio wyłączenia niemal z zwyczajnego chodzenia (z trudem wyprowadzałem psa). Ale spróbuję… ogarnę się z mundurami (mam przyobiecane u znajomej w hurtowni) i po prostu zrobię test, a przy okazji będzie wymówka by sobie kupić AK cymy bo mi się po prostu podoba :slight_smile:

Słowo na niedzielę.

Puszczaj chleb po wodzie a znajdziesz go.

Cześć Maciek. To dobry pomysł żeby przejść na Ty. Jesteśmy przecież rówieśnikami i kolegami z ławy szkolnej. Piszesz, że Karolina ma raczej słaby kontakt z rówieśnikami. Zapewne z kilkoma wyjątkami. Młodzi ludzie wolą siedzieć na przerwach z telefonami w rękach niż ze sobą rozmawiać. To jest smutny znak naszych czasów. U mnie na przerwach w pracy jest dokładnie tak samo. W sali jest włączony telewizor i przykładowo około dziesięciu osób na przerwie. I co się dzieje. Wszyscy ci ludzie siedzą w klimatyzowanym pomieszczeniu jak żywe zombie. Ja takich ludzi nazywam ,białe mordy”. Siedzą razem i nikt z nikim nie rozmawia. Tylko smyrgają te małe mydełka. I co oni tam widzą? Nic tam ciekawego nie widzą. Sprawdzają najróżniejsze portale społecznościowe i strony z grami. Są niby na bieżąco w tym pseudo realnym świecie. Cieszą się jak sto siódmy niby przyjaciel podniesie łapkę do góry, że to durne zdjęcie mu się podoba. To jest jak lunch w warzywniaku. Siedzą te zombie z pochylonymi łbami i śmieją się sami do siebie. Wpuszczają tych ,niby przyjaciół” do swojego prywatnego życia. A za jakiś czas sami dostają masę hejtów i są ofiarami nagonki. Wszystko na własne życzenie. Co się wtedy dzieje? Odchodzą od komputera i nagle się okazuje, że są totalnie sami ze swoimi problemami. Nie mają, z kim porozmawiać i pomysłu jak się wyrwać z tego zaklętego kręgu marazmu i zagubienia. Rodzice z nimi nie rozmawiają. Przecież zapieprzają od świtu do nocy, aż im łeb odskakuje. Mają dziecko lub dzieci na utrzymaniu, opłaty i kredyt na hipotekę. Zresztą rodzice wcale nie mają bardziej kolorowo. Jak trudno być rodzicem w XXI wieku. Rodzić, jako wychowawca dzieci i żywiciel rodzin. Rodzic, jako pracownik. Rodzic, jako partner w związku. Gdzie w tym wszystkim jest czas na rozmowę ze sobą nawzajem? Kiedy i gdzie młodzi ludzie mają okrzepnąć na całe życie przy wsparciu i miłości rodziców. Jak tego wsparcia często nie otrzymują. Zostają sami ze swoimi problemami. Ogólnie ma miejsce kompletna erozja wzorców do naśladowania. Nikt młodym nie doradza. I dalej siedzą przed tymi komputerami i powoli zamieniają się w galaretę. Mają wadę postawy, słabe mięśnie i wypaczoną psychikę. Za dziesięć lat jak ktoś otworzy salon masażu (nie erotycznego) to będzie zbijał kokosy. Już dziś dobry masaż z akupunkturą kosztuje ok. 150 zł za godzinę. Za mojej kadencji to się siedziało na podwórku od rana do wieczora. Ja z kolegami w piaskownicy bawiłem się cegłą patykiem i kulką mokrego piasku. Z tych komponentów z powodzeniem przy pomocy manualnych zdolności i naszej wyobraźni montowaliśmy czołgi takie jak Rudy 102 niemieckie tygrysy i pantery. I mieliśmy takie bitwy, że mózg się lasuje. Graliśmy w pięć cegieł. Nawalaliśmy się bryłami i strzelaliśmy na rurki z ryżu i plasteliny. Rurka towar bardzo deficytowy. Najlepsze były te z anten zbiorczych na dachu. Zdobycie takiej to był nie lada wyczyn. Później pojawiły się pierwsze komputery ZX Spektrum, Commodore 64, Atari Amiga gdzieś po drodze jeszcze Schneider. Miałem do nich wszystkich dostęp, ponieważ tata kolegi był na uczelni informatykiem. Nasi rodzice dbali o to byśmy nie siedzieli zbyt długo przy komputerze. Centralnie dostawaliśmy kopa i sami nas wywalali na podwórko lub rower. Dziś podwórka osiedlowe są przeważnie puste. Ja myślę, że miałem fajne dzieciństwo. Bo właśnie z okresu dzieciństwa wspartego miłością rodziców czerpie się siłę na całe dorosłe życie. I jeśli się tego nie otrzymało w posagu od losu i rodziców to w późniejszym życiu taki człowiek musi się podpierać emocjonalną protezą. W postaci sesji terapeutycznych u psychologa lub psychiatry. Reszta poszkodowanych często w nieświadomości maskuje swe problemy w używkach. Właśnie tak to wygląda za parę lat.

Jutro to dziś tyle, że jutro.

Koniec kazania z blogu.

Stuła i karabin.

Na strzelanke nie pojechałem nie żebym nie odnalazł miejsca. Kadry bawiły się na imprezie zamkniętej. Padał deszcz i zrezygnowałem.

Pozdrawiam Robert.