Operacja Choszczno jest specyficzną imprezą. To nie jest ani rozbudowany scenariusz ani szkolenie. Choszczno wyewoluowało z semi-szkolenia, aby w końcu przybrać formę symulacji funkcjonowania wysuniętej bazy operacyjnej (FOB) ze wszystkimi swoimi cechami. Jadąc na tą imprezę trzeba sobie uświadomić, że to nie będzie poziom niedzielnej jebanki lub masowej nawalanki, w której można wziąć udział na większych zlotach. Tu musisz postępować jak Ci rozkażą, replikę długą nosić ze sobą wszędzie (dosłownie wszędzie), a za każdą niesubordynację zostaniesz potraktowany serią pompek lub karnym patrolem. Podczas całego wyjazdu udało nam się wyłapać łącznie 10 godzin snu. To nasz druga edycja. Według nas Orgowie wysoko sobie postawili poprzeczkę rok temu.
Baza, czyli nasz FOB, składała się z następujących elementów:
- części mieszkalnej, w której spędzaliśmy najmniej czasu. Każda ekipa miała osobne pomieszczenie, każde wyposażone w światło, gniazdka elektryczne, materace do spania (całkiem wygodne). Mogliśmy sobie przytaszczyć nawet wygodne fotele. Łazienka w komplecie.
- TOC znajdujący się na poddaszu budynku mieszkalnego z narzędziami niezbędnymi do planowania akcji
- miejsca do integracji, jedzenia i palenia - długi stół i ławki pod dachem z grillem
- wydzielonej części dla QRF’a z miejscami do spania, planowania, itd. Stacjonował tu 1 z 3 TF’ów, rotacyjnie.
- cywilnego namiotu 5-8 osobowego dla ewentualnych trupów
- 3 punktów kontrolnych rozmieszczonych wokół bazy: brama wjazdowa + 2 bunkry po przeciwnej stronie bazy obsadzanych przez oddział wartowniczy
- strzelnicy pozwalającej na przestrzelenie replik, zabicia wolnego czasu (którego nie było prawie w ogóle) oraz na której odbyły się zawody strzeleckie zorganizowane w większej części w czwartek wieczorem
- perfekcyjnie przystrzyżonej trawki na całym terenie FOB’u
- wydzielonego i zabezpieczonego parkingu dla wszystkich uczestników
Zasada była taka: 1 TF znajdował się na misji, 2 TF stacjonował w QRF gotowy do natychmiastowego wyjazdu pojazdem, 3 TF obsadzał warty oraz TOC.
Poniższy AAR nie będzie raczej suchym raportem, bo takie są nudne
Kilka rzeczy pewnie pominę, bo przy ilości akcji na miejscu trudno wszystko zapamiętać. Na szczęście Herod większość udokumentował. Czekajcie cierpliwie na materiały od niego.
AAR TF Assasin
Dzień pierwszy
Na miejsce B.R.o.S. dotarł po godzinie 19:00 w sile 5 osób + Herod. Dostaliśmy dodatkowo 3 osoby tworząc TF Assasin. Późniejszym wieczorem, po odprawie, przejęliśmy warty TF’a Hitmana (i.Ch’y). W nocy mieliśmy kontakt ogniowy na bunkrach. Z Herodem, który został mianowany głównym dowódcą bazy, zeszliśmy po jakimś czasie trwania kontaktu ze stanowiska w TOC’u celem pomocy chłopakom na bunkrach. Noktowizja się przydała, sporo materiału się nakręciło, jednak kosztem bonusowej misji patrolowej tej samej nocy dla naszego TF’a w nagrodę za opuszczenie stanowiska TOC’u. Naszą funkcje oczywiście nadal pełniliśmy, jednak pozycję fizycznie opuściliśmy co poskutkowało karą dla nas.
Dzień drugi
Nasz TF otrzymał pierwszą misję bojowo-rozpoznawczą w piątek rano. Na porannej odprawie (która odbywała się codziennie 3 razy: rano, popołudniu oraz wieczorem) dostaliśmy instrukcję rozpoznania wioski wysuniętej najdalej na wschód. Pomimo znacznej odległości na miejsce dotarliśmy z buta już po ok godzinie lub półtorej. W tym samym czasie TF Hitman prowadził rozpoznanie terenów na północ od naszego FOB’u poszukując wioski fabularnego złego charakteru.
Po namierzeniu wioski nasza obserwacja trwała ok 40 min. W tym czasie Toobi oraz Mivak wykonali dużo zdjęć i schematów. Po powrocie do bazy zweryfikowaliśmy położenie wioski na mapie głównej, a z powodu wykonania misji w szybszym niż zakładano czasie otrzymaliśmy pozwolenie na wizytę nad pobliskim jeziorem. To była chwila relaksu po prawie dobie akcji, ale oczywiście w okularach ochronnych i z replikami gotowymi do strzału. Zabawnie to musiało wyglądać, gdy Toobi z krótką eLką w rękach i fajną w ustach “ochraniał” na pomoście kilku innych pajaców pływających
w jeziorze. Widok dla przejeżdżających cywili i patrolu policji zapewne był bezcenny.
Po południu zrotowano nas do QRF’a gdzie dostaliśmy jedno bądź dwa wezwania do akcji, m.in. w okolicach Eastwood. Nasz Brosowóz oczywiście sprawił się doskonale. Miał dowieść swojej przydatności jeszcze nie raz…
Wieczorem wszystkie TF’y otrzymały rozkaz zaatakowania i spacyfikowania wioski oraz fabryki, którą wcześniej zidentyfikowały i.Ch’y. Na miejsce wyjściowe do ataku, położone ok 500 m od samego celu, dotarliśmy dwoma samochodami. Oprócz naszego wozu w użyciu był jeszcze LR Defender, z którego pomocy już niedługo mieliśmy skorzystać. Po kilkunastu minutach planowania akcji z Panem Lightstick’iem, Herod ostatecznie zarządził plan podejścia i ataku, który potem realizowaliśmy. Prowadził Hitman, który wcześniej rozpoznał okolice. Byli świetnie dla nas widoczni, dzięki ich identyfikatorom swój/obcy. Po splądrowaniu wioski, przejęciu pirotechniki wroga oraz ich radia, przeszliśmy w dalszej kolejności do ataku na fabrykę położoną w niecce dawnej żwirowni. Teren był bardzo trudny - kilka osób poobijało sie w głębokich dziurach lub nabawiło się kontuzji spadając ze stromej skarpy. Cóż - takie życie…
Walki były bardzo ciężkie - wprawdzie wróg został niemal całkowicie wybity lub wzięty do niewoli to wielu z naszych było rannych. Po opatrzeniu ich rozpoczęliśmy odwrót do naszych środków transportu. Po powrocie nasz TF został przydzielony na wartę i do TOC’u. W międzyczasie okazało się, że jeden chłopak z OPFOR’u faktycznie się zgubił. Ruszyły poszukiwania zguby przez wszystkich uczestników. My pomagaliśmy naszym wozem. Niestety - podczas skręcania na jednym ze skrzyżowań nie zauważyliśmy skarpy przy skrzyżowaniu i zaryliśmy orurowaniem naszego wozu w drodze niżej położonej. Musieliśmy wezwać pomoc Hansa z jego Defenderem (pozdrawiamy Hans!), który wyciągarką załatwił sprawę.
Chłopak w końcu odnalazł się przy bazie. W szczegóły nie będę wchodzić… W związku z zaistniałą sytuacją mieliśmy wolne do rana, aby wszystkim zeszły emocje.
Dzień trzeci
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od misji rozpoznawczej, która z powodu problemów technicznych z naszym radiem RF-10 przerodziła się decyzją dowódcy oddziału w misję typowo bojową. Naszym zadaniem było rozpoznanie stacji zagłuszającej o domniemanym położeniu na północy, w dwóch kwadratach o boku 1 kilometra. Po dojściu na pozycje wyjściowe podzieliliśmy się na dwa oddziały poszukiwawcze, które obrały sobie dwie różne drogi. Po namierzeniu przez drugą cześć oddziału podejrzanego miejsca, z którego dochodziły małpie odgłosy oraz miejsce miały prawdopodobne stosunki seksualne ze zwierzętami kopytnymi (Cytrus - wstydź się) dowódca zdecydował o dokończeniu przeszukiwania terenu przez pierwszą część oddziału, a następnie podejście do podejrzanego miejsca od drugiej strony. Była to świetna decyzja, ponieważ tylko dzięki takiemu manewrowi udało nam się zdobyć obiekt przy użyciu prawie wszystkich dostępnych dymów i zużyciu prawie całej jednostki ognia oddziału. Na miejscu wybiliśmy całą załogę, a tajemnicze urządzenie zakłócające odstawiliśmy do bazy. Jak wspomniałem zużyliśmy prawie całą posiadaną pirotechnikę. Po zgłoszeniu zapotrzebowania otrzymaliśmy dodatkowe duże ekrany dymne ED-60. Wielki plus dla Orga.
Kolejną misją tego dnia było zabezpieczenie lokalnego wesela, podczas którego mieliśmy także uzyskać ważne informacje wywiadowcze od lokalnej społeczności. Nasz TF miał za zadanie dostarczyć konwojem do wioski Eastwood prezenty dla Państwa Młodych oraz pomógł Orgowi dostarczyć zaopatrzenie na grilla zaimplementowanego w wydarzenie wesela. Pomysł świetny - 1-godzinna przerwa w grze na posiłek zapewniony przez Orga sprawnie wpięta w zadanie scenariusza. Gdy przerwa dochodziła do końca jakoś wszyscy nerwowo zaczęli chwytać na repliki i podejrzanie spoglądając na tubylców. Klimat świetny.
Po opuszczeniu wesela konwojem wróciliśmy do bazy. Tam zostaliśmy zrotowani na QRF. Nie minęła godzina jak zostaliśmy wezwani do pomocy Gamblerowi (3 TF w składzie GS-3 z Międzyrzecza & friends). W tym miejscu możemy się pochwalić niezłym czasem reakcji - od momentu uzyskania koordynatów UTM od zaatakowanego TF’a do momentu dotarcia na miejsce zajęło nam to 5-6 minut. Brak ograniczeń prędkości poruszania się pojazdu dawał kupę radości
. Po desancie i połączeniu sił z Gamblerem kontynuowaliśmy pościg OPFOR’u do południowych “przedmieść” wioski Northwood. Nam udało się w czasie powrócić po środek transportu zostawiony ok 500 metrów z tyłu. Gamblerowi przeciwnik zafundował zaminowanie pojazdu i kolega Hans (kierowca) przy naszej asyście w drugim pojedździe musiał ostrożnie usunąć ładunek przy kontakcie z przeciwnikiem. Okazało się, że przeciwnika wywiódł nas w pole i zastosował manewr “haczyka” - robiąc szeroki łuk praktycznie powrócił do swoich pozycji wyjściowym, dzięki czemu mógł zająć się jednym z naszych pojazdów.
Wieczorem wszystkie siły z bazy otrzymały rozkaz znalezienia zestrzelonego pilota, który jak się potem okazało (z jego relacji) transportował dla “złych ludzi” kontyngent dziwek i gorącej pizzy. Jeden kwadrat do przeszukania otrzymał Gambler, nomiast drugim mieliśmy zająć się z Hitmanem. Po rozpoczęciu poszukiwań w zupełnej ciemności nam pierwszym się poszczęściło. Odgrywający rolę pilota Radzio świetnie wczuł się w rolę. Widać było, że mu odje****. Pilot miał do oznaczenia w nocy tylko stroboskop IR, więc bez noktowizji Heroda byłoby kiepsko. Czerwone światło chemiczne porzucił w trakcie ucieczki przez las. Po przechwyceniu pilota nawiązaliśmy łączność z Gamblerem, a następnie po pozytywnej identyfikacji naszych ludzi przez termowizję z Gamblera, w warunkach zupełnej ciemności, nastąpiło połączenie sił. Ostatnim etapem tej misji była podróż do bazy. Osoby, które były na miejscy wiedzą jak to wyglądało…
Ostatecznie wpadliśmy w oczywistą zasadzkę z racji użycia Defendera do transportu pilota. Kontakt ogniowy był miejscami intensywny, ale sytuacje mające miejsce były czasami kuriozalne i nie powinny mieć miejsca. Pobawiliśmy się za to nieco posiadaną techniką. Było efektownie (nawet bardzo), ale mało efektywnie. Koniec końców pilota udało się dowieźć. Ze względu na przebieg końcowej fazy misji morale naszego TF’a nieco podupadło i zostaliśmy zluzowani na 3 godziny snu.
Dzień czwarty
W niedzielę pobudka jak zwykle z rana, odprawa i do boju na ostatnią misję. Namierzono bazę przeciwnika, skąd wychodziło większość ataków na naszą bazę. Była to tak jakby wyspa/wzgórze otoczone bagnami ze wszystkich stron i jedynym mostkiem o szerokości 3-4 metrów i długości ok 30 metrów, który należało sforsować, aby dostać się do bazy przeciwnika. Szybkie planowane w TOC’u i wyjazd na pozycje wyjściowe. Po rekonesansie czujek i stwierdzeniu faktycznej niemożliwości sforsowania przeszkody terenowej innymi sposobem niż przez marny mostek nastąpiło połączenie sił przed rzeczonym mostkiem. No i się zaczęło… Zaplanowanie przejścia 30-metrowego odcinka 20 osobową ekipą wobec znacznie szczuplejszych sił wroga zajęło chyba z 20-30 min - porażka. Już myśleliśmy, że nie damy rady z tym atakiem przed obiadem
. Kolejna sytuacja, która nie powinna mieć miejsca. Walki na mostku były bardzo efektowne (ale znowu - mało efektywne) - wywalono chyba wszystkie posiadane dymy, OPFOR poczęstował nas wszystkimi posiadanymi odłamkowymi. Ilości szły raczej w dziesiątki sztuk. Muszę przyznać, że teren bagienny razem z unoszącym się dymem wyglądał naprawdę imponująco. Puste magazynki, liczne opakowania po opatrunkach, a nawet elementy oporządzenia walały się w okolicach mostku. Ostatecznie pokonaliśmy tubylców, ale z ogromnymi stratami. Chociaż nasza przewaga była miażdżąca to z perspektywy “martwego” miałem wątpliwości co do przewidywanego wyniku starcia. OPFOR oczywiście nie mógł sobie darować rzuceniu w moją stronę kilku odłamkowych, ale to bardziej był koleżeński żart ze strony Faza niż coś podszyte złośliwością. Z resztą - kto nie lubi jak coś koło niego nieustannie wybucha?
Podsumowując tą misję - to naprawdę nie był podręcznikowy szturm… Co by nie było - pirotechnika wywalona, magazynki opróżnione. Uśmiech na twarzy był.
Po autami do bazy nastąpiło rozdanie nagród za konkurs strzelecki, podsumowanie Orgów, seria pamiątkowych zdjęć (włącznie z tymi dla Speca za ich bardzo fajne gadżety) razem, osobno, grupami, itd. Zastanawiam się do czego zostaną użyte zdjęcia wykonane z osobna każdemu z nas… Podejrzana sprawa
.
Koniec AAR
Bardzo ciekawym aspektem imprezy było to co otrzymaliśmy za 135 zł / 150 zł wpisowego:
- nocleg na materacach w budynku z prądem i światłem
- dostęp zarówno do normalnej łazienki jak i kozackiego wychodka na zewnątrz, skąd można było podziwiać piękno okolicy
- wydzielony i zabezpieczony parking
- wodę pitną do oporu
- granat GD-10 lub ekran ED-60 w zależności od funkcji (i późniejsze uzupełnienia stanów!)
- 2 zestawy MRE
- lightstick
- wyżerka do oporu na grillu/weselu w sobotę (kiełba, pieczywo, napoje, itd.)
- radia RF-10 do komunikacji z TOC i między oddziałami, na bieżąco ładowane
- opatrunki wojskowe w ilości nieograniczonej
- promo-pack od SpecShopu: notatnik, kolejny lightstick, szalokominiarka z logiem Speca (świetnie wykonana jak na promo-gadżet oraz katalog produktów Speca. Chłopaki ze sklepu naprawdę się postarali.
- transport samochodowy dla QRF’a (który de facto uległ awarii w trakcie gry, ale i tak nie był używany ze względu na nasze pojazdy “bojowe”)
- infrastruktura bazy pozwalająca na poczucie klimatu FOB’u: worki z piaskiem na bramie oraz na bunkrach, wyposażenie stanowiska QRF, wyposażony TOC, sprzęt radiokomunikacyjny oraz wcześniej wspomniana idealnie przystrzyżona trawka.
- infrastruktura w terenie: wioski, stanowiska OPFFORu, gadżety użyte do gry
- 3 doby naprawdę intensywnych działań
Ocenę stosunku kosztu do oferowanych atrakcji pozostawiam Wam.
Podsumowując - mało jest imprez na takim poziomie organizacyjnym i wyważenia symulacji realnych działań oraz czystego fun’u. My jako BRoS, człon TF’a Assasin, wzięliśmy z tej imprezy chyba wszystko co można było. Mieliśmy zarówno męczące kontaktami z przeciwnikiem warty, rajdy przez las w pogoni za wrogiem, misję w charakterze ochrony lokalnej imprezy, misje rozpoznawcze jak i typowo szturmowe, czy patrolowe. A to wszystko tak w dzień jak i w nocy. Wydusiliśmy z noktowizji, termowizji i naszego pojazdu maksymalnie co się dało. Jak wcześniej można było przeczytać raz nawet przegięliśmy z autem. To właśnie te akcje opisane wyżej człowiek zapamiętuje na długo. Było jeszcze intensywniej niż rok wcześniej.
Imprezę tworzą też świetni ludzie. Zaczynając od teamu: Łukasz (MCAT), Radzio (SFAT), Siekiera (MCAT) stanowiących trzon organizacyjnym, poprzez siły OPFOR’u świetnie wczuwających się w klimat, a miejscami i wymagający przeciwnicy, a kończąc na uczestnikach, nie zapominając o tych groteskowych (wiadomo o kim mowa
) tworzących niepowtarzalny klimat.
Tyle w temacie relacji z tegorocznej imprezy. Miała nie wyjść laurka, ale inaczej się chyba nie da. Po tej na pewno pojawią się kolejne relacje innych ekip biorących udział.
Sugestie na przyszłą edycję? Pozwólcie graczom używać swoich GR-2. W tym roku tylko OPFOR mógł ich używać celem zbilansowania szans. Więcej wybuchów - więcej fun’u. Trzeba o tym pomyśleć.
Dla nas Choszczno to pewnik w kalendarzu imprez airsoftowych.